28 listopada 2012

RODOS: trip to Lindos

Kochani! Dziś zabieram Was na wycieczkę do magicznego Lindos. To przedostatni post z wakacji, więc kończymy już przygodę z Rodos :-) Mam nadzieję, że moje dotychczasowe posty Wam się podobały i przydadzą się tym, którzy zdecydują się kiedyś pojechać w tym kierunku.


Z miasta Rodos do Lindos jest zaledwie 60 km. Droga jest dosyć przyjemna, dobrze oznakowana, ale mało atrakcyjna. Krajobrazy ograniczają się jedynie do gai oliwnych, wyschniętych koryt rzek oraz do ogromnych hoteli. Mimo, że poniższa mapka obrazuje drogę prowadzącą, tak jakby wzdłuż wybrzeża, w rzeczywistości wybrzeżem nie jedziemy, więc plaż i pięknego, intensywnego koloru wody, podziwiać nie możemy... Jednak niezbyt atrakcyjną drogę rekompensuje widok na miejscu.


Lindos to jedno z najstarszych miast na wyspie i poza samym Rodos - najczęściej zwiedzane i opisywane. Jego nazwa pochodzi z czasów przedgreckich i oznacza wysoką skałę. Miasto ma zaledwie 800 stałych mieszkańców, ale każdego dnia (w sezonie) przyjeżdżają tu setki turystów; pół miliona rocznie. Malowniczo usytuowana twierdza, antyczne ruiny unoszące się nad białym, urokliwym miasteczkiem, a poniżej piaszczysta plaża. Lindos to jedno z najpiękniejszych miejsc, które zobaczyliśmy na Rodos. Śmiało mogę nawet powiedzieć, że to jedno z najpiękniejszych miejsc, które dotychczas udało nam się zobaczyć w całej Grecji! Ten widok naprawdę zrobił na nas wrażenie :-)






Samo miasto jest urocze. Na placu przed wejściem znajduje się zagroda dla osiołków, które za kilka euro gotowe są wnieść na swych grzbietach turystów, którzy zapragną zwiedzać ruiny twierdzy unoszącej się nad miastem. Ja jednak ograniczyłam się do pogłaskania tych biednych zwierzątek, a strome, kamienne schodki prowadzące na szczyt wzgórza pokonałam na własnych nogach ;-)

W miasteczku Lindos, oprócz tradycyjnych bogatszych domów, często kupieckich, przeważnie zamienionych na pensjonaty, bary i mniejsze rezydencje (mieszka tu, np. Dave Gilmour, muzyk z grupy Pink Floyd), najciekawszym zabytkiem jest bizantyjski kościółek Panagia. Poza tym uważam, że warto poświęcić trochę czasu na spacer wąskimi uliczkami miasta. Lindos to zupełne przeciwieństwo miasta Rodos... Miałam wrażenie, że tutaj czas zatrzymuje się w miejscu...

Białe uliczki inspirowały mnie niesamowicie. To kolejny (zaraz po kotach !) obiekt, który najczęściej fotografowałam :-)








Największy zespół zabytków w Lindos (w 1999 r. wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO) znajduje się na akropolu - wzgórzu, wznoszącym się na 116 m ponad miastem. Teren ten zabudowywany był stopniowo, przez kilka tysiącleci, stąd nawarstwienia kulturowe i zabytki z różnych epok stawiają przed zwiedzającymi spore wyzwanie i zmuszają do uwagi. Akropol zajmuje powierzchnię 8 tys. m2, na którym dominują elementy dawnych inwestycji kawalerów rodyjskich, przede wszystkim - zamku obronnego. 

Droga, wiodąca na akropol zaczyna się obok zagrody osłów i prowadzi tą samą trasą od trzech tysiącleci. Kamienne schodki są dosyć śliskie, dlatego ważnym punktem przygotowań do tej wycieczki jest odpowiednie obuwie! 



Panorama ze wzgórza jest niesamowita! Z każdej strony możemy podziwiać widoki zapierające dech w piersiach !








Na najwyższym poziomie (116 m n.p.m.), odsłonięta ze wszystkich stron i widoczna z daleka, stoi niewielka dorycka świątynia Ateny z Lindos. Ma ona kształt amfiprostylu - czyli budynku z przodu i z tyłu ozdobionego kolumnadą, w tym przypadku złożoną z czterech kolumn (podobny charakter ma ateński Partenon). Z akropolu roztacza się przepiękny widok na Zatokę Lindyjską, port św. Pawła i uroczą zabudowę miasteczka.




Do Lindos udało nam się dotrzeć dwukrotnie. Za pierwszym razem wybraliśmy się, aby zwiedzić oraz zobaczyć miasto otulone popołudniowym słońcem. Drugim razem, kiedy złapał nas niewielki deszcz, wybraliśmy się na wymarzone naleśniki z Kinder Bueno oraz świeżutki orange juice.








Poniżej: Kot proszący. No nie dał mi zjeść naleśników w spokoju ! ;-)








18 listopada 2012

Sweater with sequins

Dzisiaj chciałabym pokazać Wam kolejną jesienną stylizację. W roli głównej złoty sweter w cekiny i skórzana ramoneska, która marzyła mi się od pierwszego momentu, kiedy pojawiła się w jesiennej kolekcji Zary. Pikowane rękawy na wzór kurtek od Burberry wyróżniają ją spośród innych. Obie rzeczy zestawiłam z ciemno zielonymi rurkami. Ciemna zieleń i bordo to moi kolorystyczni faworyci na ten sezon. 

Życzę Wam miłej niedzieli !
M. 











leather jacket, sweater, pants, heels - ZARA